Wypad do Radomia
Dodane przez Lord W dnia 01 czerwiec 2011 19:41
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce ...
Wypad do Radomia
Imperium otrzymało informacje o grupie
rebeliantów znajdujących się na Korelii,
lecz mimo natychmiastowego ataku
kilku z nich zbiegło w przestworza
Mimo wysłania sporej części floty
wciąż nie udało się odnaleźć zbiegów
posiadających bardzo cenne informacje
zagrażające obecnemu ładowi
Istnieje jednak prawdopodobieństwo,
że statek, którym uciekają, uległ
uszkodzeniu i zostanie namierzony
a imperium zaprowadzi porządek ....
24 godziny z życia Lorda W
Od samego początku byłem strasznie zakręcony. W ostatniej chwili i w ogromnym pośpiechu ruszyłem, ile sił w nogach, z nadzieją, że wykonam założony plan. Szło całkiem dobrze. Ok. 11:03 byłem już w MCKu. Pośpiesznie wyjąłem z plecaka książkę i magazyn i zapukałem do szybki. Zapytałem, czy mogę je zostawić dla kolegi, który odbierze je za dwie godziny, na spotkaniu fanów Gwiezdnych wojen. Siedzący cieć złapał "zwisa", po czym stwierdził, że tak. Niestety cenne sekundy upłynęły, a pociąg nie zawsze się spóźnia. Biegiem ruszyłem w kierunku dworca i około 11:13 zadzwoniłem do Szycha, który miał jeszcze nadzieję na wyjazd i trzymał mnie w napięciu do ostatniej chwili. W końcu odebrał telefon, po czym oświadczył mi, że nie jedzie. To całkowicie zmieniło moje plany. Postanowiłem, że nie będę się śpieszył na pociąg o 11:18.
Niezwłocznie przedzwoniłem do Chudeusza informując go o zmianie planów. Wróciłem do domu, przepakowałem plecak, napisałem posta i komentarz na forum i ponownie ruszyłem pod MCK. Tam czekali na mnie Mistrz Seller i Sebbos. Wymieniliśmy uściski dłoni, po czym odebrałem klucz, pilota, książkę oraz magazyn i razem z dwójką towarzyszy udałem się do sali 104. Czekałem jeszcze na Szycha i zaproszenia, które miał dostarczyć, a zbliżała się już 13. Nie miałem ochoty drugi raz pędzić na dworzec, ale jak się okazało moje przeznaczenie było inne. Stwierdziwszy, że nie wypada jechać w gości z pustymi rękoma, poprosiłem Sebbosa by jako ekspert pomógł mi wybrać odpowiedni trunek. Sebbos po wymianie zdań, zasugerował co trzeba i po chwili byliśmy w 104. Ku memu zaskoczeniu Seller uporał się ze sprzętem i laptopem, ale póki co nie było Szycha, a zbliżała się 13:05. W pośpiechu zrobiłem kilka zdjęć i poprosiłem Norberta by przekazał Kubie, aby przyniósł płytę od Herosów. Po chwili w sali pojawił się Szychu. Pobrałem od niego zaproszenia wraz z nożyczkami i postanowiłem, że powycinam je w pociągu. Pożegnawszy się z magicowcami i dziękując Norbertowi i Sebbosowi za pomoc, udałem się na dworzec.
Niewątpliwie z pomocą ruszył Szychu, który na rowerze pojechał na dworzec, by kupić mi bilet. Niestety, o zgrozo, pomyliłem się podając mu rodzaj pociągów (byłem tak zakręcony, że przekręciłem pociągi tzn, że byłem zakręcony do kwadratu). Z racji, że było ok 13:07 postanowiłem, że bieg będzie wskazany i po ok 2 minutach stałem obok Szycha przy kasie. Po chwili zorientowałem się w mojej pociągowej omyłce, za co dostałem burę od pani przy kasie. Jednak zdążyłem i o 13:15 pożegnałem się z Szychem, wsiadając do jakże przepełnionego interregio i lekko spocony sterczałem w przedsionku aż do Warszawy Zachodniej. Z ulgą wysiadłem na peronie i po małej przekąsce zabrałem się do wycinania zaproszeń. Przedzwoniłem do Chudego, po czym wsiadłem w pociąg do Kielc i ruszyłem do Radomia.
Zbliżała się 16, gdy na szybie pojawiły się krople. Od samego początku nie miałem zbyt wielkiego szczęścia. Ok 16:15 dostałem telefon od Chudego z zapytaniem, gdzie jestem. Odpowiedziałem, że za chwilę będę na stacji i po 2 minutach wyskoczyłem na peronie. Niestety deszcz podał coraz mocniej. Od razu zobaczyłem Chudeusza, który rozglądał się i przechadzał wzdłuż kolejnych wagonów. Gdy już mnie zauważył przywitałem się i uściskałem go od Szycha. Chudy na wstępie wyjaśnił mi co u niego słychać, po czym przejściem podziemnym udaliśmy się do "Białej Błyskawicy". Podróż trwała trochę, gdyż jak się okazało, spotkanie było poza miastem. Jechaliśmy więc z jakieś 15 km DK7 w kierunku Warszawy, po czym skręciliśmy do domku Paltiusa - Prezesa Radomskiej Eskadry Star Wars. Chudy w czasie jazdy uprzedził mnie z kim będę miał do czynienia, a mianowicie z trójką członków 501 legionu.
Wreszcie dotarliśmy na miejsce. Przywitałem się z mamą Paltiusa - gospodynią imprezy, oraz z Dominiką i maleństwem. Idąc z Chudym udałem się do kanciapy, gdzie przy suto zastawionym stole pełnym mięsiw i napitków siedziała grupa czasem nietęgich mężczyzn. Pierwszy przywitał się ze mną Nadiru Radina, śląc mi z daleka lekki uśmiech. Odpowiedziałem, że to wielka przyjemność spotkać tak zacną osobę i że słyszałem o niej wiele dobrego od Mistrza Sellera. Co prawda z opisów Sellera myślałem, że Nadiru to jakiś 30 -latek, który jest najmądrzejszy, najsilniejszy i piastuje urząd Prezesa Radomskiej Eskadry (w mojej głowie malował się jako Darth Bane), tymczasem Nadiru okazał się luzakiem z ciętym językiem, odzianym w skórę niczym Kal Skirata. Okazało się też, że i Mistrz Seller nie jest wcale mniej znaną personą niż Nadiru. Zdementowałem wszelkie dziwne opinie i nie mijając się z prawdą powiedziałem parę ciepłych słów o Sellerze, dodając, że nie takie osoby przewinęły się przez nasz fanklub. Przywitałem się z resztą Radomskiej Eskadry: Naurofinixem, Paltiusem i młodym. Ostatnią osobą był smok - członek 501 z Warszawy. Podążając za Chudym zająłem miejsce przy stole. Początkowo zaskoczony ilością kiełbasek, kaszanek, surówek i napojów lekko się krępowałem, ale z czasem rozkręciłem się. Jak zwykle zgotowano mi królewskie powitanie (poprzednim razem pojechałem, również w pojedynkę na "Roczek" Łódzkiego Fanklubu - tam obdzielono mnie dużym kawałkiem tortu). Czasami zastanawiam się, jak się odwdzięczę tym wszystkim, którzy mnie tak przyjęli.
Po chwili rozmów na temat relacji Eagle Odpust vs 501, Chudy z Dominką zaproponowali pierwszą grę, a mianowicie bombę. Była to typowa gra Radomiaków (z której skopiowaniem - nawet Fantazion, kopiujący wszelkie dobre pomysły - bo Nasze - miałby problemy). Bardzo mi się spodobała. Była zbliżona do gry w planety, rasy, z tymże gracze przekazywali sobie kolejno bombę i w czyich rękach wybuchła, ten dostawał kartkę (aż do 4 kartek). Niestety jako, że dzień miałem od samego poranka zakręcony, tak i refleks z przekazywaniem bomby miałem słaby. Radomianie od razu wyczuli moją piętę achillesową, a mianowicie kategorie: bronie i statki. W międzyczasie zjadłem lokalne ciasto Radomiankę i przyniosłem zaproszenie dla Radomskiej Eskadry na 50 spotkanie Utapau. Potem wyszliśmy na dwór, gdzie toczył się finał bomby, w którym znaleźli się Nadiru i Smok. Ostatecznie gość z Warszawy zwyciężył. Kolejną atrakcją były kalambury i tu liczyłem na to, że będę mógł się wykazać i zmazać plamę na honorze Utapau. Jak się niebawem okazało, niestety - przeliczyłem się. W drużynie miałem Nadiru i Neurofinxa, który uparcie pokazywał At-At, a chodziło o Imperium Kontratakuje. Nasi przeciwnicy czyli Chudy, Paltius i Smok byli bezbłędni (choć podobno Chudy znał hasła). Nawet nie wiem kiedy zgubiliśmy aż 3 punkty (jeszcze 2 to byłem w stanie się doliczyć), ale chyba przeciwnicy byli po prostu lepsi (choć nasz koks skład z Utapau, chyba pokazałby jak się gra w kalambury). W kolejnej grze również poległem, choć się starałem. Na domiar złego okazało się, że baterie, które specjalnie ładowałem przez całą noc (musiałem chyba źle włożyć do ładowarki) nie działały. "Wyciągnęłam" więc tyle zdjęć ile się dało na drugim komplecie (byłem zły, ze jestem taki nieogarnięty, a to nie był koniec). Po chwili przerwy na karczek i kiełbaskę rozpoczęliśmy nietypową wiedzówkę. Tu także broniłem się dzielnie docierając do wielkiego finału, ale Radomianie byli bezwzględni i bombardowali mnie pytaniami o statki, choć ostatecznie rozwalili mnie pytaniem o trzy rasy z kantyny Moc Eisley (zatrzymałem się na dwóch). Wygrał Nadiru, który zrewanżował się za bombę. Na koniec został gwóźdź programu czyli LARP. Deszcze siąpił lekko, ale my i tak postanowiliśmy grać. Po krótkiej rozmowie z Dominiką, która wespół ze Smokiem była mistrzem gry otrzymałem przydział jako rebeliant przewożący plany gwiazdy śmierci. No i po chwili zaczęło się (co opisałem w napisach początkowych)...
Raport nr 28/2011/05/RDM
Napisany przez wywiad imperium na podstawie zeznań pilota lekkiego frachtowca, przechwyconego w pobliżu Korelii.
[...] Na statku znajdowała się piątka uciekinierów z Korelii: pilot, mechanik (Ithorianin), ochroniarz i dwóch pasażerów na gapę (jak ustalił wywiad byli to rebelianci). Statek uciekający przed siłami imperium nagle wyskoczył z nadprzestrzeni. Uszkodzenia okazały się bardzo poważne, ale mechanik [Chudy] wraz z jednym z rebeliantów [Lord W] rozpoczęli poszukiwanie części do naprawy napędu. W trakcie przeszukania statku natrafili na alkohol, co skutkowało upojeniem większej części załogi. Pilot [Paltius] zeznał, że z powodu przedawkowania, chwilowo utracił świadomość, gdyż zasnął w kokpicie. Prawdopodobnie ochroniarz [Nadiru] pozostający w służbie imperium, sterroryzował resztę załogi. Po groźbie użycia przez niego broni, mechanik niezwłocznie zabrał się do naprawy urządzeń, ale efektem jego prac okazała się miska, w którą zwracano nadmiar trunku, niestrawionego przez wątroby pasażerów. W międzyczasie jeden z rebeliantów [Neurofinix] udał się na zewnątrz statku by sprawdzić poszycie. Podobno zauważył, że silniki zostały uszkodzone przez rzodkiewkę (wywiad podejrzewa, że to on sam był sabotażystą). Ochroniarz znalazł stację nadawczą krótkiego zasięgu i podjął próbę kontaktu z siłami imperium.
Efekty pracy mechanika były niezadowalające, dlatego ochroniarz zniszczył wszystkie butelki z alkoholem. Wtedy przy nadajniku rozległo się ciche pikanie. Mechanik po analizie danych stwierdził, że statek został namierzony (sądzili , że przez imperium, ale jak się okazało, było to założenie błędne). Skopiował dane z wektorem, które po otrzeźwieniu pilota mogłyby być użyte do powrotu na Koreliię. Ochroniarz, mechanik i pasażer [Lord W] udali się do ładowni by dalej naprawiać uszkodzenia, gdy do statku przycumował drugi statek. Nagle wparowało trzech mężczyzn. Mechanik wraz z rebeliantem prześlizgnęli się do szybów, a ochroniarz wdał się w strzelaninę, po czym został obezwładniony. Jednak z pomocą przyszedł mu Ithorianin, który zeskoczył z włazu w szybie, na przybysza. Po chwili pojawił się drugi z obcych i nastała strzelanina. W tym czasie pasażer udał się nad kokpit gdzie znajdowali się obezwładnieni: pilot i drugi pasażer. Pilnujący ich przybysz po usłyszeniu odgłosów walki udał się w głąb korytarza. Po chwili trójka członków załogi znalazła się ponownie w szybie idąc w kierunku mechanika i ochroniarza. Jak się okazało uporali się z przybyszami. Wtedy nastąpiło uprzątnięcie ciał przez wypchnięcie ich w przestrzeń. Po wykonaniu zadania pilot otrzymał współrzędne, które umożliwiały powrót na Korelię. Jednak wybuchła strzelanina, którą rozpoczął ochroniarz. W efekcie końcowym jeden z rebeliantów [Lord W] zabił resztę załogi, by ostatecznie zginąć z ręki pilota, który sam powrócił na Korelię.
Jeden z imperialnych niszczycieli dokonał przechwytu wspomnianej jednostki, przy użyciu promienia ściągającego. Statek został dokładnie przeszukany (znaleziono cztery ciała, wspomnianych osób), a pilot poddany odpowiedniemu przesłuchaniu.
Tak więc około 23 zbieraliśmy się do Radomia. Po szybkim uprzątnięciu wszyscy byli już w samochodach. Pierwszy odjechał Smoku. Gdy już siedziałem w "Białej Błyskawicy" i zbliżaliśmy się do DK7 oprzytomniałem, że zostawiłem kurtkę w domku. Na szczęście mama Paltiusa stała jeszcze przy bramie, tak więc odzyskałem kurtkę, choć byłem zły na swoje gapiostwo. Przyjechaliśmy do domu Chudego. Ja dostałem w użytkowanie pokój gościnny z wielkim łóżkiem (no prawie na 5 osób) i widokiem na las. Zasiedliśmy z Chudym do herbatki i wspominaliśmy o dawnych czasach. Nie obyło się bez dyskusji, o relacji Fantazion - Utapau. Powiedziałem, że jak zwykle są różne nieporozumienia, ale wciąż trzymamy się razem. Około północy rozeszliśmy się spać (ponownie zaliczyłem gafę biorąc nie swój plecak) gdy nieubłaganie zbliżał się kolejny dzień.
Była 8:30 gdy wstałem z łóżka przecierając oczy. Po porannej toalecie zasiadłem razem z Chudym i Dominiką do śniadanka. Potem przeszliśmy do dużego pokoju gdzie na laptopie oglądaliśmy zdjęcia z ostatnich spotkań i dyskutowaliśmy o minionych czasach. Sporo mówiliśmy o konwentach. Około 10:45 zeszliśmy do"Białej Błyskawicy" by pomknąć na dworzec PKP. Tym razem zakup biletu odbył się bez pomyłki i około 11:15 byliśmy już na peronie. Z oddali wyłonił się pociąg TLK z Krakowa, więc uściskałem się z Chudym i Dominiką i ruszyłem w kierunku nadjeżdżającego składu. Po chwili byłem już w środku i zająłem miejsce i ruszyłem w drogę powrotną do Sk-ce. Tak minęła pełna doba od planowanego z Szychem wyjazdu.
Pozdrowienia i podziękowania dla Radomskiej Eskadry Star Wars
Niech Moc będzie z Wami!
Lord W