Polcon 2012 - pierwszy dzień
Dodane przez Szychu dnia 25 maj 2013 18:17
POLCON 2012 - WROCŁAW


Choć w dniach 23-26.08 bieżącego roku dane było mi gościć we Wrocławiu, to ciężko powiedzieć, czy mój pobyt wiązał się bezpośrednio z Polconem 2012. Bardziej skłaniałbym się ku stwierdzeniu, iż odbywał się on równolegle z moją wizytą na Dolnym Śląsku, co nie znaczy oczywiście, że na największym tego rodzaju zlocie fanów fantastyki w Polsce, nie zawitałem. Jako, iż słowa pokrętnego wstępu mam już za sobą, przejdę do (nie)długiego zrelacjonowania ostatniego weekendu sierpnia z mojej perspektywy.

Tegoroczną podróż rozpocząłem we środę późnym wieczorem z Warszawy, by zakończyć ją nad ranem we czwartek na stacji Wrocław Główny, w towarzystwie B4mbee, TMP oraz młodszego brata tego ostatniego - Szymona. Chłopaki dosiedli się do mnie w Koluszkach, więc na dobrą sprawę cała podróż minęła mi w ich towarzystwie. Całkiem sympatyczny okazał się również nasz kompan rz podróżyr1; tj. wrocławski student (bodajże Paweł) jadący w tym samym przedziale. Oczywiście nie mogło w czasie nocnych rozmów zabraknąć tematu Star Wars i co ciekawsze, dowiedzieliśmy się, że dziewczyna Pawła zmusiła go do obejrzenia wszystkich epizodów (a zwykle odnotowuje się zjawisko odwrotne :D). Mieliśmy więc towarzystwo człowieka mniej więcej rozumiejącego nasze potrzeby zapuszczania się aż do Wrocławia na konwent, dodatkowo ogarniającego tematy fantastyki, gier RPG i bitewniaków. Późną, nocną "imprezę" w pociągu uświetnili smutni panowie mundurowi policyjnej formacji działającej na terenie Rzeczpospolitej, ostatecznie jednak, około godziny szóstej rano, dotarliśmy do celu.

Pierwszą ważną rzeczą było odebranie kluczy do lokum, które ciemnymi kanałami, na czas pobytu, zorganizował nam TMP. Czekała więc nas poranna przejażdżka wrocławskimi tramwajami, ale w końcu około godziny dziesiątej udało nam się zakwaterować. Kilka godzin drzemki od razu postawiło nas na nogi, przystąpiliśmy więc do obmyślania strategii spędzenia najbliższych czterech dni we Wrocku. Niczym agenci z Mission Impossible podpięliśmy się pod łącze internetowe sąsiada, jednocześnie jedząc prowizoryczne śniadanie. Pobieżny wgląd do Holonetu zgotował mi jednak nie do końca radosną niespodziankę. Okazało się bowiem, że organizatorzy jednak uwzględnili w programie konwentu mój konkurs, o czym nikt nie raczył mnie powiadomić. Co gorsze, nie miałem przy sobie komputera, ani nawet nośnika danych z przygotowanym konkursem. Mimo to stwierdziłem, że będę przejmował się tym później (konkurs wpisano na piątkowe popołudnie) i ekipą ruszyliśmy prosto na Polcon.

Przed godziną szesnastą dotarliśmy na Uniwersytet Przyrodniczy, gdzie odbywał się tegoroczny zlot. W drodze skontaktowałem się z pierwszą osobą, jaka przyszła mi do głowy po zsumowaniu słów konwent oraz Wrocław. Nie rozczarowałem się. Fooleck potwierdził swoją obecność, zaś my podbudowani docieraliśmy już na miejsce. Oprócz Foolka przy uniwerku powitała nas spora kolejka (przez ostatnie Avangardy, niestety odzwyczaiłem się od stania w kolejkach) do akredytacji, która chcąc nie chcąc, pozbawiła nas około półtorej godziny życia. Do naszej czteroosobowej ekipy dołączył młodszy brat dobrej koleżanki TMP razem z kolegą - zieloni pod względem konwentowania, ale pełni werwy i zapału. W międzyczasie czujne oko Prezesa wychwyciło kolejnych znajomych i już po chwili witaliśmy się z Wedgem i Taraissu (koordynatorami bloku Star Wars). Jakiś czas później czekała nas miła niespodzianka, albowiem dostrzegliśmy w tłumie znajome twarze z ŁFSW. Zapowiadał się ciekawy konwent. Byli fajni fani!

Po uporaniu z czynnościami akredytacyjnymi, nie mogąc znaleźć w informatorze zadowalającego nas punktu programu, udaliśmy się do Games Roomu mieszczącego się na pierwszym piętrze. Choć najbardziej zainteresował nas Świat Dysku (planszówka, którą poznałem kilka tygodni wcześniej), chwilowo był on zajęty. Zasiedliśmy więc do Munchkina (niezłej karcianki) i tak spędziliśmy najbliższą godzinkę. Później chłopaki zarządzili przerwę i skoczyli po coś do picia, natomiast we mnie obudził się Małpi Król. Nie namyślając się długo, sprawiłem sobie prezent i zakupiłem w promocyjnej cenie Prawo Dżungli. W końcu udało nam się dorwać upragnioną planszówkę i z powodzeniem rozegraliśmy dwie pełne rozgrywki w Świecie Dysku. Jako, iż zdecydowaliśmy się na granie w parach, w pierwszej kolejce zatryumfowałem z B4mbee, druga partia należała do ... i ... .

Tak nastał wieczór i kolejne plany do zrealizowania. Nadszedł bowiem czas na "nocną" stronę Wrocławia. Z konwentu udaliśmy się do mieszkania zostawić niepotrzebne rzeczy, następnie odwiedziliśmy Ryża - przyjaciela TMP. Tam też, po uprzednim telefonie do Milki, udało mi się ściągnąć z poczty potrzebny mi na piątek konkurs. Będąc więc spokojnym o swoją reputację prelegenta, udałem się razem z pozostałymi na Wyspę Słodową, gdzie oprócz naszego czteroosobowego skierniewickiego składu, znaleźli się także Ryżu z dziewczyną oraz ich koleżanka. Sprawy związane z %Mocą% i nawigowaniem przez pole asteroid warto po prostu odnotować, co też niniejszym czynię i ruszam dalej, nie tracąc czasu na opisywanie rosyjskiej części konwentu (Na swojej prelekcji Andrzej Sapkowski porównywał najróżniejsze konwenty i stwierdził, że najkrótsze są te rosyjskie. Bloki programowe rozpoczynają się około 10, kończą około 10:20. Ponoć niektóre nie trwają nawet tyle - przyp. autora).

Piątek wkroczył w nasze nędzne konwentowe żywota boleśnie i niespodziewanie. Czując znaczne rozrzedzenie midichlorianów, ostatecznie zwlekliśmy swoje shebse z łóżek i udaliśmy się z powrotem do piekła (piekielny konwent - if You know what I mean :D). Bądź co bądź, miałem zaplanowany konkurs, który obiecałem sobie, że poprowadzę....