The Old Republic - betatest
Dodane przez Szychu dnia 08 grudzień 2011 15:19
Stało się. Po wielu bojach udało mi się przeforsować upload mojej zapowiedzi Star Wars The Old Republic. Zapraszam do lektury ;)


Tak, tytułuję się graczem, ale zawsze niezwykle ciężko było przekonać mnie do jakiegokolwiek grania po Sieci. Nie, żebym tego nie lubił. Po prostu, w mym osobistym rankingu tryby single zajmowały i zajmują czołowe pozycje, spychając na dalszy plan zabawę po multi, czy nawet lokalnym co-opie. Równie chłodno podchodzę do wyrobów MMO-podobnych. Oczywiście, przeżyłem, tak jak każdy, młodzieńcze jaranie się Tibią, zahaczyłem o Guild Wars, spędziłem kilkanaście/dziesiąt ładnych wieczorów przy World of Warcraft. Nadal jednak nie czułem fascynacji nieustannym grindowaniem, biciem mobów idącym w tysiące, czy levelowaniem przez robienie nie obchodzących mnie questów i zadań. The Old Republic zmieniło nieco moje postrzeganie tego segmentu cyfrowej rozrywki oraz podejście do tematu. Czy na lepsze?

Nie chodzi nawet o to, że jestem wielkim fanem uniwersum wykreowanego przez pana Lucasa. Po prostu moja erpegowa dusza nieustannie woła do mnie, bym w swych działaniach odnajdywał nadrzędny cel (przy okazji uwalniał smoki i zabijał dziewice, mniejsza o to). I tak, to co kupiło mnie już na wstępie ogrywania TORa to nacisk, jaki ekipa z BioWare położyła na fabularne podłoże swojego najnowszego dziecka. Sam klucz do bety wpadł mi do rąk nieoczekiwanie, więc do tego czasu karmiony byłem tylko i wyłącznie trailerami (słynny już pierwszy zwiastun - atak Sithów na świątynię Jedi, genialna sprawa), pamiętnikami developerów oraz innymi zapowiedziami, które jak powszechnie bywa, pokazują produkt wyłącznie od najlepszej strony.

Po wielu trudach (czyt. ściąganie klienta przy moim łączu), udało mi się w końcu uzyskać weekendowy pass i odpalić betę. Początek: wypchane po brzegi serwery, przynajmniej te europejskie, wobec czego swe pierwsze kroki postawiłem w Galaktyce rządzonej przez USAńczyków. Nie zraziło mnie to bynajmniej i chwilę potem oglądałem już lądowanie transportera z bohaterem na pokładzie, w uroczej cut-scence. Mój wybór padł zaś na Twi’leka przemytnika, choć później zmieniłem swe preferencje tworząc rasowego wojownika Sithów. Od razu zaznaczę, że rozczarował mnie nieco dostępny wachlarz pochodzenia startowego naszej postaci, zdecydowanie za ubogi. Brakowało mi tam wielu przedstawicieli inteligentnych ras, znanych choćby z KotORa (ale to tylko gadanie malkontenta, który pozbawiony został możliwości zagrania Nautolaninem Dżedajem). W gratisie dostaliśmy za to cyborga, jako grywalną rasę. Nic to, niezrażony ruszyłem dalej.

Myśl, która uderzyła z siłą obucha już na samym początku ogrywania tytułu - World of Warcraft. Według mnie, TOR cały garściami czerpie z produkcji Blizzarda, co w żaden sposób nie świadczy o nim źle. Wręcz przeciwnie, inspiracja tym co dobre wychodzi mu... hm, na dobre. Nie zamierzam w tych krótkich oględzinach rozwodzić się nad specyfikacjami klas, czy skilli. Każdy zainteresowany śledzi info na bieżąco i pewnie nieraz zagiąłby mnie swoją wiedzą. Skupię się raczej na tym, co w TORze jest świeże. Przede wszystkim wspomniane już cut-scenki i ogólna fabularyzacja gry. Rozmowy to praktycznie kalka znanego systemu z Mass Effectów czy Dragon Age’ów (wybieramy ogólny wydźwięk odpowiedzi, a nasza postać się produkuje). Już po kilku przeprowadzonych dialogach, nierzadko ciekawie wyreżyserowanych, zagłębiamy się w osobistą opowieść bohatera. Są wybory moralne, są ważne decyzje i nic nie stoi na przeszkodzie, by nasz Sith w paru momentach pokierował się sumieniem, czyniąc na przekór zasadom Zakonu. Prosty przykład to podwładna nam niewolnica, którą za nierozsądne słowa możemy skarcić aktywacją elektrycznej obręczy, albo przemilczeć chamski komentarz. Owszem, zdarzają się też sytuacje, gdzie decyzja okaże się kluczową dla fabuły. Te pomniejsze dodają jednak smaczku...


Może nie tyle muszę, ale wypadałoby, więc niniejszym czynię tu swoistą reklamę i po dostęp do całości tekstu odsyłam na
*click* Gaminator.tv *click*