|
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce ...
... postanowiłem, że powiem całemu światu, że jest nowy typ fana - "kibol". Nie wiem czy jest dużo takich fanów SW w Polsce, ale myślę, że ja jestem takim nietypowym fanem. Otóż "kibol" to rzec można agresywna forma kibica - który gdy Jego drużynie nie idzie, lub gdy łapie doła, po prostu szuka zadymy.
Każdy kibic (zacznijmy zatem od wersji mniej radykalnej) ma swój klub. Jak wiadomo są kluby zaprzyjaźnione (np. w piłce nożnej Widzew i Ruch) i te, które się nie lubią (Widzew i Legia). Zazwyczaj członkowie klubów nie lubią innych klubów z tego samego miasta (Wisła i Cracovia). Każdy kibic ma koszulkę i szalik w barwach klubowych. Do tego dochodzą różnego rodzaju przyśpiewki. Każdy kibic ma wydarzenie, na którym musi koniecznie być. No i prawdziwy kibic jest z drużyną niezależnie, w jakiej klasie rozgrywkowej gra. Nie są dla niego problemem wyjazdy do innych miast, co też regularnie czyni. Jest z klubem na dobre i na złe. Nie szczędzi kasy gdy trzeba.
Zatem jak już większość z Was - czytelników - się domyśliła fanklub Gwiezdnych wojen nie rożni się specjalnie od klubu piłkarskiego, a fan "kibol" - od prawdziwego kibica. Zatem ja jestem fanem, który po prostu przez wszystkie lata tak zżył się z fanklubem, że nie wyobraża sobie, że mógłby on upaść. Oczywiście jako zwyczajny fan SW nie mam tak źle, bo raptem godzina jazdy i mogę być na spotkaniach ŁFSW lub Centerpointu. Tylko, że dla "fana kibola" niedopuszczalne jest reprezentowanie innych barw.
Kibol cechuje się, jak już powiedziałem, agresywnością i radykalizmem. Fanklub musi być niezależny i samorządny i nadal musi mieć cele. Prawdziwy kibic ma zawsze wiarę, w to, że kiedyś będzie dobrze. Czasami nagwiżdże na innych, czasami powie co myśli o drużynie, ale zawsze w imię dobra klubu.
Pora zatem przejść na grunt SSFGW Utapau. W historii fanklubu niezależnie od tego jaką funkcję pełniłem i jaki miałem realny wpływ na decyzje, nigdy nie bałem się zabierać głosu. Często nawet potrafiłem spierać się z członkami zarządu, ale zawsze w dobrej wierze. Zawsze o coś, co miało sens. W imię czegoś. Nigdy nie byłem obojętny na Jego losy. Zależało mi, żeby Nasz fanklub się rozwijał - aby mówiono o nim w fandomie i na mieście. Mówiono pozytywnie.
Nasz fanklub był specyficzny - bo byli w nim ludzie z zasadami i nie szedł na łatwiznę. Nauczyłem się, że tak naprawdę nie liczy się jednostka, a drużyna. Widziałem, że innym zależy, że mają pomysły, chęć do działania, wolę spełniania marzeń pozornie nierealnych, odległych. Te wszystkie lata umacniały mnie w przekonaniu, że warto działać, czasami przetrwać trudne chwile. Czasami graliśmy o najwyższe cele, a czasami walczyliśmy o to, aby nie spaść do niższej ligi. Wspólnie cieszyliśmy się z awansów, sukcesów i znosiliśmy porażki.
Choć początkowo napisałem, że takich fanów jak ja było niewielu, to powiem, że to nieprawda. Bo ile osób było bardziej przywiązanych do Utapau niż do samego SW - jak choćby Klony, Oshogbo czy Mikel. Ale zawsze byliśmy wierni Gwiezdnym wojnom. zawsze tkwiliśmy w tej wyjątkowej niszy. Zawsze zgodnie z tym po co fanklub został stworzony. Co dla mnie osobiście najważniejsze - pamiętaliśmy o jego historii, o ludziach, którzy go tworzyli. Zawsze podkreślałem dorobek poszczególnych osób, bo tak trzeba. Mieliśmy Ikony Naszego klubu.
Co ciekawe mieliśmy też wielu fanów z odległych okolic, którzy chcąc nie chcąc stali się tym fanklubem, jak choćby Nova, Foolek czy Katarn. Ich oddanie i pamieć zawsze były godne podziwu. Oni także mi pokazywali, jak można pozytywnym świrem, pędzić na drugi koniec kraju, lub przejść kilkanaście kilometrów piechotą, aby przyjść na spotkanie.
No i Prezes Utapau - zawsze to był człowiek naprawdę zasłużony dla fanklubu, który był prawdziwym fanem, chciał i dużo zrobił. Każdy Prezes tak jak fanklub miał swoje chwile tryumfu (swoje laury, które razem z fanklubem zgromadził) oraz porażki. Zawsze jednak czuć było, że dorastał u boku poprzednika i że zależało mu na fanklubie.
Koniec końców pora wrócić do Gwiezdnych wojen. Ten Nasz fanklub - zakon rycerzy - nawet jeżeli upadnie, to ja nadal będę Jego członkiem. Ostatnim członkiem, który z podniesioną głową powie: jestem z Utapau. Poznałem tam wielu wspaniałych ludzi i stworzyliśmy wiele dobrego. Mieliśmy zgraną ekipę, która rozwalała wszystkich w kalamburach. Choć wielu z Nas nie było Nerdami to tworzyliśmy prawdziwą drużynę. Nigdy nie szliśmy na łatwiznę - zawsze do celu.
Niestety smutno jest patrzeć jak fanklub upada. Jak ludzie odchodzą, odwracają się, zapominają. Ale zakon Jedi też upadł i dopóki był choć jeden rycerz, który był wierny dawnej idei, dopóty jest szansa, że Utapau nie upadnie. Bowiem kiedyś pojawi się nowy rycerz, który przyjmie Nasze dawne barwy i nie będzie się ich wstydził i powie kiedyś: Utapau to ja. Jeszcze jedno Utapau zawsze będzie Utapau - nie ŁFSW, ani żadnym Cechem. Tak jak Polska jest Polską, Wisła Wisłą. Ma swoją historię, ikony, barwy i zasady.
Dlatego jestem kibolem. W tej kwestii nie uznaję kompromisu. Nawet jeżeli fanklub upadnie, to nadal będzie w moim sercu i chętnie stawię się na każde zawołanie, gdy będzie potrzeba ponownie powołać go do życia.
Jestem Lord W. Jestem członkiem SSFGW "Utapau".
|
|