|
UWAGA! SPOILER ALERT! Poniższy tekst zdradza CAŁĄ fabułę Przebudzenia Mocy. Czytasz na własną odpowiedzialność.
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce ...
Gwiezdne Wojny
Epizod VII
Przebudzenie Mocy (recenzja)
Nie minęło 12 godzin od premiery Gwiezdnych wojen, a internet huczy od wszelakich opinii na jego temat. Postanowiłem, że i na Naszej stronie nie może zabraknąć recenzji Epizodu VII.
Ostatni film spod znaku Gwiezdnych wojen wyszedł w 2005 r. i była to Zemsta Sithów. W opinii wielu film, który był naprawdę dobry, a z pewnością lepszy niż dwie poprzednie części, ze względu na porządny scenariusz, wyraziste postacie i kilka utworów muzycznych (np. Battle of the Heroes), które grają nam w uszach po dzień dzisiejszy.
Na temat tzw "nowej trylogii" (którą teraz będziemy zapewne nazywać środkową) napisano już wiele. Nawet na Naszej stronie, kiedyś sam Chudeusz wywołał burzliwą dyskusję. Pewne rzeczy kulały - fabuła, a inne były na najwyższym poziomie - muzyka, czy dobór aktorów (Ewan Mc Gregor, Natalie Porttman, Samuel L. Jackson czy Liam Neeson należą do najwyższej półki aktorów). Nie spodziewałem się jednak, że zatęsknię za klimatem tamtych Gwiezdnych wojen.
George Lucas realizując swoją gwiezdną sagę stworzył działo skończone. Historia Anakina Skywalkera zatoczyła koło. Bohater tragiczny (dla innych komiczny, bądź drewniany, choć to drugie dotyczy aktora), przeszedł przemianę wewnętrzną i ostatecznie wrócił na jasną stronę. Należy też podkreślić tragizm Anakina: rozdarcie pomiędzy chęć pomocy matce, a życie w świątyni, zasady i miłość, życie w ukryciu, kłamstwie i chęć naprawy świata - wszystko to zaprowadziło Anakina na ciemną stroną - z której, w sytuacji gdy utracił wszystko (szacunek, ukochaną, przyjaciół, a także rękę i nogi, a więc normalne życie) - nie było ani gdzie, ani do kogo, ani po co wracać.
Historia Anakina została ukazana w całości. Lucas spokojnie mógł skupić się na innych projektach. Stworzył niesamowity świat i sam nakręcił dwie części na najwyższym poziomie - wspomnianą Zemstę Sithów i Nową Nadzieję, no i co najważniejsze - z Jego punktu widzenia - zapisał się w historii światowego kina (a może i historii ludzkości), zrealizował marzenia i zarobił dużo pieniędzy. Dla wielu najlepszym filmem będzie z pewnością Imperium Kontratakuje, ale z racji tego, że od Nowej Nadziei wszystko się zaczęło, to ona będzie wiodła palmę pierwszeństwa już po wsze czasy.
Sprzedaż marki Gwiezdne wojny kompani Walta Disneya spowodowała, że dzisiaj mogliśmy ujrzeć kolejną sagi, tym razem w reżyserii J.J. Abramsa, autora Zagubionych (Lostów) czy najnowszej serii Star Trek. Do współpracy zaprosił członków starej ekipy, w szczególności Lawrence Kasdana, odpowiadającego za scenariusze dla duetu Lucas - Spielberg. Zatem czuć było w powietrzu, że wracamy do klimatu starych Gwiezdnych wojen. Tylko czy przypadkiem nie idziemy w kierunku najnowszego Indiany Jonesa? (jak to się mówi - film fajny, bo to Indie, ale jednak zamiast Oscara dostał Malinę).
Zanim słów więcej o scenariuszu pora w skrócie przedstawić fabułę. Gwiezdne wojny Epizod VII Przebudzenie Mocy opowiada historię po bitwie o Endor, gdzie Imperium zastąpił Nowy Porządek lub w zależności od tłumaczenia Nowy Ład. Rodzina Skywalkerów przeżywa poważny kryzys, a tymczasem Nowy Porządek rośnie w siłę, budując nową Gwiazdę Śmierci zwaną Bazą Starkiller (coś bardziej na wzór Pogromcy słońc). Poe Dameron, uzdolniony agent wywiadu i jeden z najlepszych pilotów, dostaje od członków Ruchu Oporu zadanie odnalezienia Luka Skywalkera, który jak mawiała Leia "jest naszą jedyna nadzieją". Niestety Nowy Porządek dopada Poe, ale na ratunek śpieszy mu zbuntowany szturmowiec, który wraz z robotem Damerona BB-8 (nowsza generacja robota astro-mechanicznego) i handlarką złomem - Rey próbują przekazać zdobyte informacje przywódcom Rebelii. Dotarcie do rebeliantów dla dwójki młodych bohaterów łatwe nie będzie, stąd potrzebna będzie pomoc kogoś niezwykle doświadczonego - tu pojawia się Han Solo. Jeżeli ten początek historii, coś Wam wyraźnie przypomina i macie złe przeczucia to powiem, że koniec fabuły chyba już przewidzieliście.
Scenariusz to po raz kolejny największy mankament filmu z serii wojen gwiezdnych. Naprawdę dobry scenariusz, na najwyższym poziomie, mieliśmy w Imperium Kontratakuje. Przebudzenie Mocy, to jak wielu zauważyło, remake Nowej Nadziei - ta sama historia, w nowej lokalizacji, z nowymi bohaterami. Owszem - lepsze efekty, ciekawsze i niesamowite zdjęcia - to jest wielki plus. Nie ma jednak większego błędu jak robienie drugi raz historii, która była na prawie najwyższym poziomie. Abrams myślał, że przyćmi Lucasa? Wyobrażacie sobie film na podstawie scenariusza Imperium Kontratakuje lepszy od Imperium Kontratakuje? No, może Abrams nie myślał aż tak ambitnie. Może producenci stwierdzili, jak to mawiał inżynier Mamoń z Rejsu: "najbardziej lubimy te piosenki, które znamy".
Niestety scenariusz był przewidywalny. Han Solo przejął rolę Obi-Wana Kenobiego (nawet zginął dosłownie tak samo. PS. rozumiem jakby Luke chciał zginąć tak jak Jego mistrz, ale Han?), Luke Skywalker rolę Yody, Rey i Poe byli kompilacją dawnego Luka, a Finn został nowym Hanem Solo, BB-8 był odpowiednikiem R2-D2 (no i oczywiście musiał przemycać plany - na serio?), do tego nowa 10 razy większa (tak na oko rzuciłem, nie jest to wartość miarodajna) Gwiazda Śmierci, nowa kantyna w Moc Eisly, z szpiegiem Nowego Porządku itd. itp. Ile razy jeden myśliwiec może zniszczyć Gwiazdę Śmierci? Nieskończenie wiele, dopóki ludzie będą chcieli to oglądać.
Przewidywalność scenariusza i liczne drobne smaczki dla fanów, które były zbyt nachalne, to jeszcze nic. Są sceny, które moim zdaniem wołają o pomstę do nieba. Gdy toczy się finałowa walka i powinniśmy mieć jakąś interakcję, jakieś sensowne zakończenie, coś powinno się wydarzyć, nagle ziemia się rozstępuje i bohaterowie zostają rozdzieleni - brakowało mi tylko Gandalfa stukającego laską, który zamiast krzyczeć: "nie przejdziesz", krzyknie "nie będziecie walczyć". Ewentualnie jako, że idą święta, nawiązując nieco do Biblii mógłby być to Mojżesz. Jeżeli komuś cudowne uratowanie Vadera w Nowej Nadziei wydawało się naiwne to powiem, że ewakuacja głównych antagonistów była "nie do kupienia". No i co mnie jeszcze nużyło - motyw wędrówki Rey i przyjaźni z Finnem. Nie czułem tego.
Kreacja bohaterów jest nierozerwalną częścią scenariusza. Tutaj nie było aż tak źle. Najciekawszą postacią i wyjątkową jest Kylo Ren. Nie jest to typowy zły, którego znamy. Jest to człowiek wątpiący. Żyjący w ciągłym strachu i sprawiający wrażenie, jakby miał problemy z psychiką oraz trudne dzieciństwo (może ten opis brzmi lekko komicznie, ale tak jest). Zresztą tak też było co wynikało z pochodzenia i ciążącej na nim ogromnej odpowiedzialności. Do tego rodzina ciągle na wojnie i przeszłość rodu sprawiają, że można mieć naprawdę problemy z samym sobą. Kylo Ren zatem miewa napady furii i ciągle, w przeciwieństwie do Vadera, musi coś udowadniać. Po przeciwnej stronie mamy szturmowca Finna - bezimiennego, gościa, który lubi udawać, że jest "grubą rybą" - taki Nikodem Dyzma, który nie chciałby być kolejnym numerem wśród szturmowców. Szkoda tylko, że imperium nie kładzie nacisku na edukację szturmowców, bowiem Finn w stosunku do Poe i Rey naprawdę niewiele umie (poza tym, że celnie strzela i umie uciekać). Jednak jest to całkiem sympatyczna postać - typowy, normalny człowiek, który wiódł nudne, rutynowe życie, w którym trzeba zrobić coś, czego się nie lubi, ale można za to się wyspać, najeść i nie znać na wszystkim.
Swoją drogą dziwię się, że ten Nowy Ład jest tak potężny skoro na początku filmu wiemy już, że Jego ludzie zasilają sami wątpiący w to co robią. Brakuje kogoś pokroju Tarkina czy Palpatinea lub Grievousa. Główny zły, niejaki Snoke, przypomina goblina z Władcy pierścieni. Ewidentnie nawiązuje do kreacji Palpatinea. Wielkość ma symbolizować potęgę. Jest to postać, którą najlepiej poznamy w ostatniej części i dla której w głównej mierze pójdziemy jeszcze do kin. Nie dla tego, że jest to naprawę dobry zły. Po prostu nic o nim nie wiemy, a w gruncie rzeczy istotne jest, jakim cudem przejął schedę po Sidiousie, skąd zna ciemną stronę. Wiemy też, że dysponuje armią klonów (technologia z czasów wczesnego Sidiousa nic nadzwyczajnego). Bohater zbiorowy jakim jest Nowy Ład jest naprawdę słaby, ze względu na brak wyrazistych dowódców. Generał Hux wypada naprawdę blado, pomimo jednaj wyróżniającej się przemowy. Również Kapitan Phasma poza tym, że jest kobietą i chodzi w zbroi szturmowca jest postacią nieprzekonywującą. Nie wiemy o niej naprawdę nic. Wystarczyłaby chociaż scena gdy wstaje rano z łóżka i przygotowuje się do codziennej służby (przynajmniej widzielibyśmy jak żyją szturmowcy, jak wyglądają ich pokoje).
Wracając do młodych zdolnych, to Rey wypada naprawdę dobrze i obok Kylo Rena i lekko odstającego Finna jest postacią wiodącą. Oczywiście znowu mamy deja vu - piaszczysta planeta, farmy wilgoci, złomiarze, handlarze i przemytnicy - otaczają ją nieustannie. Rey musi umieć sobie radzić i jako kobieta jest wyjątkowa - umie latać, zna się na budowie pojazdów, ma smykałkę do naprawiania wielu rzeczy (już w trakcie oglądania filmu zastanawiałam się, czy po kimś to odziedziczyła?) i co najważniejsze jest bardzo silna i wrażliwa na Moc. Rey jest z pozoru postacią dobrą, ale poznajemy ją też w sytuacjach gdy sprawia jej wyraźnie satysfakcję manipulowanie innymi. Szczególnie ciekawe są jej relacje z Kylo Renem i choć może zabrzmi o niezbyt poprawnie - szkoda, że na zakończenie nie trafiła do Snoke i że nie poznała potęgi ciemnej strony. Ciekawe byłyby relacje między bohaterami, w takim właśnie trójkącie. Tego bowiem nie widzieliśmy w SW. Póki co jest bowiem połączeniem Anakina i Luka ( i wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że jest z rodziny Skywalkerów). Rey nie zna swojej przeszłość, natomiast Kylo Ren skrywa jakąś tajemnicę. Widać wyraźnie, że to ta dwójka spotka się jeszcze nie raz.
Poe Damaron, póki co, jest postacią drugoplanową i mało wyrazistą. Han Solo, Leia, Chewbacca, Acbar, C-3PO, R2-D2 - zabrakło pomysłu na te postacie. Można powiedzieć, że są, ale póki co niewiele wnoszą. Owszem jedynie Han odgrywa jakieś
znaczenie w tej historii, ale scenariusz napisany pod niego ponownie kuleje. Motyw podróży razem z Rey i Finnem jest trochę nudny. Jedynie finał w Jego wykonaniu jest naprawdę dobry, choć mnie w zupełności nie satysfakcjonuje (znowu mamy powtórkę z rozrywki). A chociaż mogliby zrobić imprezą jak dla Qui-Gona, Vadera lub Padme. Lando z Jara Jarem by wpadli.
Ostatnia postać warta wspomnienia to Maz Kanata. Barmanka, filozofka, przypominająca trochę Bena Quadrinerosa. Postać naprawdę wyrazista, tajemnicza. Jedyna, której gesty i mimika twarzy także coś mówią. Moim zdaniem najlepiej napisana postać. Może i nie wiele mówi, ale czuć w niej Moc oraz to, że zna Moc. Reszta bohaterów od Hana i Luka po Finna i Kylo to postacie wątpiące, w to co robią i czy jeszcze coś mogą zrobić.
Wracając do obcych to było niezwykle dużo nowych ras. Co ma też swoje uzasadnienie. Niezwykle charakterystyczny był handlarz na Jakku (trochę przypominał Dexa), no i zwierzak, z którym Finn pił wodę - taka ogromna świnia. Zresztą ta scena była jedną z bardziej charakterystycznych.
Co do gry aktorskiej. Jak dla mnie Adam Driver był osobą, która zagrała najlepiej. Dobrze wypadają też aktorzy, których postacie są tworzone za pomocą technologii motion capture (w skrócie mocap), a więc Andy Serkis grający Snoka (a miał naprawdę niewiele scen) i Lupyta Nyong'o. Pozytywnie należy ocenić grę Daisy Ridley, gdyż kluczowe sceny dla filmu, które grała były udane. Była jedną z nielicznych postaci, u której czuć było emocje. Duży szacunek należy się dla Harrisona Forda - facet pomimo swoich lat musiał się sporo nabiegać. Scena finałowa w Jego wykonaniu była ok. Również John Boyenga zagrał na przyzwoitym poziomie - dał nieco od siebie. Co do całej reszty, to trudno ich ocenić, tak na żywo, po jednym seansie.
Muzyka to sprawa kluczowa i niezwykle istotna w każdym filmie, w szczególności w Gwiezdnych wojnach. Moje pierwsze wrażenie było takie, że muzyka była stonowana i opisywała historię, podążała za postaciami. Nie mieliśmy takiego wejścia utworu jak w Imperium Kontratakuje, czy czegoś pokroju Duel of the Fates. W kluczowych scenach powracały stare motywy, które brzmiały nieco mocniej. Możliwe też, że za pierwszym razem nieco trudniej jest wyłapać nowe utwory, bo po prostu trzeba film obejrzeć więcej razy i może z większą percepcją.
To co najważniejsze w tego typu filmach to efekty specjalne. Ostatnio efekty specjalne poszły tak daleko do przodu, że niestety, ale film pod tym względem w żaden sposób się nie wyróżniał. Ciekawe i wyjątkowe ujęcia robiły dobre wrażenie (powalony AT-AT, myśliwce na tle słońca). Jednak w mojej ocenie bitwę z Zemsty Sithów oglądało się lepiej.
Pora zatem na niekrótkie podsumowanie. Wydawało się, że gorzej niż w Mrocznym Widmie być nie może, ale jednak okazało się, że chyba tak może być. Mnie jako fana drażniła jedna rzecz - scenariusz zbyt podobny do Nowej Nadziei, ale niestety gorszy. To jest główny minus tego filmu. Scenariusz Mrocznego Widma, nawet jeżeli był słaby, to był oryginalny. Postacie, choć nie były do końca udane, jak choćby Jar-Jar Binks, Qui-Gonn Jinn, czy nawet Boss Nass lub Gunray, to jednak miały swoją własną historię. W Przebudzeni Mocy widz, jakby na siłę, przeżywa to samo co już widział. Do tego odnosi się wrażenie, że nowi bohaterowie na tym tracą, bo są zbyt podobni do swoich poprzedników.
Postacie, które były w stanie pociągnąć ten film to Kylo Ren i Rey. Te dwie postacie były naprawdę ciekawie wykreowane i tylko ich historia była w stanie przyciągnąć widza. Szkoda tylko, aż tak wielu nawiązań (na siłę!) do Nowej Nadziei. Inaczej ogląda się Jamesa Bonda, gdzie są częste nawiązania do poprzednich części (jak choćby powrót SPECTRE, czy Bloofelda) i ta nawiązania są zrobione ze smakiem, a historia nie jest w 80 % taka, jak w poprzednich filmach. Również George Lucas w swoich filmach z Nowej Trylogii, nawiązywał do Starej Trylogii, ale były to odniesienia subtelne, z gracją.
Kończąc powoli recenzję Przebudzenia Mocy, a wybiegając nieco w przyszłość do następnych części, niewątpliwie motywem przewodnim będą relacje pomiędzy Kylo Renem i Rey. Mam przeczucie, że Han i Leia po przejściu Bena na ciemną stronę postanowili porzucić swoje drugie dziecko. Czy to możliwe?
Ocena 6/10
PS. Życzę fanom aby Epizod VIII nie był gorszą wersją Imperium Kontratakuje, bowiem porównanie do tego utworu może spowodować jeszcze niższą ocenę.
Lord W
|
|
A za Gwiezdne Wojny nie odpowiada teraz nikt. Tzn. odpowiada "korporacja" czyli de facto nikt I to jest prawdopodobnie zasadniczy problem, dopóki Lucas tym kręcił to wiadomo kto miał ostatnie słowo, a teraz pewnie dogaduje się kilka, kilkanaście osób w każdej kwestii. Jeżeli chcą zmienić Abramsa to tylko potwierdza moje przekonanie że Disney ma w planach raczej wydawanie dużej kasy na promocję i odgrzewanie starych scen - nie będzie absolutnie żadnych eksperymentów. A biorąc pod uwagę że saga jest skompletowana 6 częściami to moim zdaniem albo trzeba pojechać z czymś zupełnie nowym - albo za 30 lat będzie po fandomie
Ja bym to widział trochę jak MCU - hostoria Vadera to historia kapitana ameryki - popycha uniwersum do przodu ale dookoła masz masę innych bohaterów z ich ciekawymi historiami. Jedyne sensowne postacie w ep7 to były właśnie nowe postacie: Finn i Rey (Poe był za krótko). Kylo "drama queen" wyszedł chyba gorzej od zbuntowanego Anakina w ep2 (ha, a się z niego śmiano - to teraz mają:]) ale gdyby go zrobić od początku inaczej to może by coś z tego było. No ale nic, zobaczymy co będzie dalej.
Ja biorę TotS bo jest krótszy O_o. Nawiasem biorąc - wiecie że wyszedł Duel V? Jest nawet Człowiek Lasu (ukłony wobec Barona) Do odszukania na youtube. Żagiel Studio, jak zawsze.