|
Czwartek, czyli Kolejkon 2013.
Do osobowego pociągu wsiadłem samotnie o godzinie 15. Atrakcje zaczynały się o 16. Więc bez większych nadziei na zaliczenie pierwszych atrakcji zniosłem opóźnienia i postoje. Po dotarciu na miejsce raźnym krokiem ruszyłem w stronę kampusu głównego Politechniki Warszawskiej. Na miejscu ujrzałem kilkuset metrową kolejkę, jeszcze dla pewności spytałem czy to na pewno Polcon. Po twierdzącej odpowiedzi grzecznie ustawiłem się w kolejce i powolnym tempem zbliżałem się do akredytacji.
Jak to z konwentowiczami bywa. Cześć osób się denerwowała, lecz zdecydowana większość spędzała czas w kolejce w sposób kreatywny. Zaczynając od popijania "energy" drinków, przez spożywanie pizzy, filozoficzne rozmowy, przyzywanie demonów, aż na rpg i karciankach kończąc. Pojawiali się już pierwsi cosplayerzy. Zawiązały się nowe znajomości. Ja dałem znać Mistrzowi Sellerowi, że stoję w kolejce, on w tym czasie już był na bloku SW.
Minęły mi prawie cztery godziny. Przez ten czas spotkałem małą delegację z ŁFSW, Centerpointu i Brwikonu. Po tym czasie otwarta została akredytacja w drugim budynku, gdzie już bez większych problemów zdobyłem identyfikator i pakiet bonusów. Zdążyłem jeszcze na fragment prelekcji o SW i ST. Potem dołączyłem do reprezentacji ŁFSW, czyli Roana, Nelani, Smoka i gościnnych Joanny i Pawła. Wieczór spędziliśmy przy pizzy, rozmowach o fantastyce i wspominkach perypetii ze standem Dartha Maula. Tramwajem udaliśmy się do szkoły noclegowej, po drodze robiąc obowiązkowe zdjęcie z dworcem (do obejrzenia w galerii)
Piątek, czyli konkursy i turnieje.
Po pobudce o siódmej rano natknąłem się na kolejną kolejkę, tym razem do prysznica. Jako że w szkole miały odbywać się jakieś dodatkowe zajęcia dyrektor szkoły zarządził porządki i musieliśmy wszystkie bagaże schować do jednej sali. Na konwent udaliśmy się spacerkiem przez Pola Mokotowskie. Dzień zaczęliśmy od zwiedzenia targów, poznania nowości wydawniczych oraz odkrycia japońskich słodyczy w starłorsowych klimatach. Na stoisku Rebela dokonałem obowiązkowego wrzucenia losu na loterię oraz poczyniłem pierwsze zakupy - koszulka Polconowa dla mnie oraz dodatek do Wsiąść do Pociągu dla Aureliona.
Potem rozdzieliłem się z ŁFSW i sam poszedłem na turniej Neuroshimy Hex. Decydować miały pojedynki w 4 graczy na najmniejszej z plansz, tylko jeden gracz przechodził dalej. Po pewnych problemach z kopiami gry otrzymałem armię Vegas (z dodatku) przeciwko Posterunkowi, Molochowi i Borgo. Od razu zauważyłem, że jeden gracz jest bardziej doświadczony i zapewne dużo lepszy od reszty. Na początku zdobyłem znaczną przewagę nad pozostałymi, jednak to spowodowały, że wszyscy skupili się na tym żeby mnie tej przewagi pozbawić. Nie udało mi się obronić i ostatecznie wygrał mój faworyt. Niestety nie poprawiłem wyniku z zeszłorocznej Avangardy i odpadłem już w pierwszej rundzie.
Następnie udałem się do głównego budynku konwentu na prelekcję Roana pod tytułem "Punkt przełomu w historii odległej galaktyki - Wojny Klonów". Przez dwie godziny, przy wykorzystaniu metody PESTEL, udowadniał czemu uważa że to właśnie Wojny Klonów były naważniejszym wydarzeniem historii naszego ulubionego uniwersum i że to właśnie one najwięcej zmieniły w jego wyglądzie. Ogólnie ta metoda polega na analizie wydarzenia uwzględniając czynniki (P)olityczne, (E)konomiczne, (S)połeczne, (T)echnologiczne, (Enviromental) środowiskowe i (Legal) prawne. W kontekście Wojen Klonów były to na przykład: przejęcie władzy przez Palpatine'a, zlikwidowanie Federacji Handlowej i Klanu Bankowego, rozwój techniki wojennej od Acclamatorów po Venatory, zniszczenie Honoghru, czystki rasowe i inne konsekwencje wojny.
Kolejnym punktem który zarówno mnie jak i Smoka zainteresował były "Warsztaty twórców gier" Ignacego Trzewiczka, znanego polskiego twórcy gier planszowych. Na miejscu okazało się że warsztaty mają formę zbiorowego "opierniczu". Dostało się "nam" za to że nie umiemy tworzyć gier, a mimo to zasypujemy wydawnictwa swoimi propozycjami. Otrzymaliśmy również kilka rad, dla tych którzy jednak mają naprawdę dobre pomysły na gry, co do przebiegu samego procesu tworzenia. Poza tym nie jest to dochodowy biznes (szczególnie dla autora-amatora) no i ogólnie lepiej pozostawić to zawodowcom takim jak on. Niestety nie miałem okazji podejść do Trzewiczka i zagadać, bo musiałem udać się na turniej Małego Księcia. Mimo iż żeby wygrać zazwyczaj trzeba być wrednym dla innych graczy cały turniej przebiegł w naprawdę bardzo miłej i kameralnej atmosferze. Nie chwaląc się (ani trochę) napomknę że turniej ten wygrałem, za co otrzymałem sto Złych Szelągów - konwentowej waluty.
Ostatnie 2 godziny oficjalnej części konwentu to kolejne dwa konkursy. Na konkursie Tolkienowskim dołączyłem do Smoka i Vykka (który dotarł niewiele wcześniej), jednak bardzo szybko się z konkursu wycofaliśmy. Powód był prosty, zostaliśmy dosłownie zmiażdżeni przez poziom trudności pytań, z większością z nich nawet Thingol miałby problemy. Ostatnim punktem programu był konkurs z DC Comics, w którym tylko dotrzymywałem towarzystwa łodziakom. W międzyczasie spotkałem załogę Normandii z Mass Effecta - czyli komandora oraz panią komandor Shepard.
Ponownie wieczór spędziłem z Łódzką ekipą. Najpierw z Vykkiem, Yaeriusem, Smokiem i Pawłem w pizzerii, mimo tego że pizzy już nie było. Następnie już bez Yaeriusa udaliśmy się do konwentowego klubu czyli Remontu w akademiku Riviera.
Sobota, czyli fajni fani.
W sobotę dołączyli kolejni członkowie SSFGW - Thorin i Enzym (dawny Obi). Odważnie poszliśmy na szalony konkurs rozpoznawania gier. Okazał się on naprawdę szalony, a przynajmniej szalenie trudny. Jednak jego wykonanie było na najwyższym poziomie i mimo zerowych szans na dobry wynik pozostaliśmy do samego końca, zarówno z czystej ciekawości jak i pojedynku między nami trzema. Następnie ponownie zahaczyliśmy o targi gdzie nowoprzybyli dokonali zakupów i wróciliśmy do sali SW na prelekcję o wszelakich mandaloriańskich machinach wojennych, począwszy od małych myśliwców aż po ogromne pancerniki. Przedstawiał to Kueller z Manda'Yaim. Na jakiś czas ponownie się rozdzieliliśmy, bo uciekłem na Eliminacje Mistrzostw Polski we Wsiąść do Pociągu Europa.
Temu turniejowi należy się trochę więcej miejsca opisy, ze względu na jego rangę. Do sali przybyło ponad 40 osób, co zmusiło organizatorów do podzielenia nas na dwie tury. Z tych wszystkich osób w finale eliminacji mogła wziąć udział tylko piątka, czyli osoby o najwyższych wynikach punktowych, bez względu na miejsce w swojej partii. Przy moim stole zasiadł Batman, na szczęście wszyscy byli pokojowo nastawieni i nie musiał interweniować. Mój stół zakończył grę jako przedostatni, po podliczeniu punktów okazało się że z wynikiem 122 punktów zajmuję piąte miejsce, więc jestem o krok od finału. Tuż przede mną byli moi współgracze z wynikami 124 i 126 punktów. Ostatnia partia pierwszej rundy nie wyłoniła nikogo z lepszym wynikiem. Czekaliśmy jeszcze na graczy do drugiej tury. Miał w niej zagrać Mistrz Europy, jednak cały czas brakowały 2 graczy żeby móc rozegrać chociaż jedną partię. Niestety 3 minuty przed ostatecznym czasem te 2 osoby dotarły i ostatecznie spadłem na szóstą lokatę. Jednak nie czuję się słaby, w końcu na moje miejsce wszedł Mistrz Europy.
W międzyczasie reszta chłopaków kręciła się w okolicach sal SW. Niestety przez turniej nie mogłem być na nerdowskiej wiedzówce Nadiru. Jednak z relacji innych słyszałem że była naprawdę nerdowska, drużyna ŁFSW zajęła dopiero 3 miejsce! Teraz odpowiem na jedno z pytań ze wstępu. Otóż usłyszałem że na TrekSferze nie odbył się jeden z ciekawszych punktów programu - Porno parodie w Star Trek i innych produkcjach SF. Thorin i Enzym byli bardzo zawiedzeni ;] Zdążyłem jeszcze wrócić na prelekcję Johana o Gwiezdnych Niszczycielach, jednak grupowo opuściliśmy ją przed końcem gdyż zbliżała się loteria Rebela. Niestety w preciwieństwie do zeszłorocznej Avangardy los nie był dla nas łaskawy i nikt z nas nic nie wygrał. Poczęstowaliśmy się jeszcze urodzinowym ciastem od Rebela i mieliśmy trochę wolnego czasu.
Thorin wybył z konwentu, gdy tymczasem znalazła nas Aria oraz Dragon, w ten sposób poznaliśmy ekipę z Toruńskiego Imperium Star Wars. Zebraliśmy się w grupkę ćwiczącą do wyjazdu do Szczecina. Jednak z braku sprzętu był to bardziej pokaz umiejętności w/w Dragona. Z pomocą przyszła nam gżdaczka (za ChRL nie pamiętam imienia) która dostarczyła nam, ekhem, grabie. Jednak trening grabiami również nie potrwał długo, gdyż trzeba było je zwrócić. W tym czasie Seller doniósł, że w sklepiku konwentowym urzęduje Nova. Po kolejnej godzinie luźnych rozmów z ekipą TISW, udaliśmy się do gamesroomu. Tam nauczyliśmy Thorina grać w Munchkina, następnie dołączyła do nas nowo poznana gżdaczka, z którą rozegraliśmy kolejną partię.
Jednak ochoty do grania szybko nam przeszły i zajęliśmy się zdecydowanie dziwniejszymi rzeczami. Jak budowaniem ludzkiej stonogi z ludzików z gry, albo piramidek, albo oglądaniem strasznych obrazków. W międzyczasie w sąsiednim pokoju bawiła się inna grupa. Między innymi Companion Cube, wraz z koleżanką która okazała się fanką kostek Rubika i chwilę z nami układała. Bohaterką wieczoru była zdecydowanie inna, nieznana z imienia dziewczyna, która nie dawała spać Enzymowi. Ostatecznie poszliśmy spać na ostatnim piętrze Kotła, bo spanie w sleep roomie jest zbyt mainstreamowe.
Niedziela, czyli zaraz jedziemy do domu.
Po pobudce szybko udałem się do konwentowego sklepiku, żeby wydać zdobytą walutę. Moim łupem padły 2 książki oraz komiks. Potem przyszedł czas na mniej istotne rzeczy, takie jak śniadanie. Wtedy pożegnał się z nami Seller, który udał się na pociąg i do domu. Zanim dotarliśmy na blok SW zahaczyliśmy jeszcze o stoisko Chip, gdzie pobawiliśmy się ogromnym tabletem, słuchawkami z aktywną redukcją szumów, FX-em Dartha Vadera (podobno redaktora naczelnego) oraz poczęstowaliśmy się najnowszym numerem czasopisma.
Dwie ostatnie prelekcje których wysłuchaliśmy dotyczyły, tej "złej" strony. Alchemia organiczna Sithów, czyli wszystkie choroby, mutanty, zombie, wielkie stwory i potwory stworzone przez ten zakon. Rodzi się pytanie. Jak oni tworząc tak potężne istoty mogli przegrać z rycerzami Jedi? Na zakończenie przedstawienie stowarzyszenia Manda'Yaim, gdzie główne skrzypce ponownie grał Kueller, ale towarzyszyły mu poznane przez nas wcześniej koleżanki z Torunia. Jak się okazuje Mando wcale nie są tacy źli i naprawdę wcielają w życie zasady wojowników z Odległej Galaktyki, a żeby do nich dołączyć nie trzeba posiadać zbroi.
Potem pomogliśmy posprzątać muzeum Star Wars, wynegocjowaliśmy Imperialnego Niszczyciela Gwiezdnego do powieszenia w MCK, pożegnaliśmy się z Centerpointem (a Enzym ze swoją niewyspaną znajomą ;P) i opuściliśmy Politechnikę Warszawską. Załadowaliśmy bagaże do Szkody Thingola... i dalej jest już zupełne inna historia (nie piszę bo Thingol by się zezłościł :P)
Podsumowanie, czyli trochę punktów.
Polcon 2013 odbył się w dniach 29 sierpnia - 1 września 2013r. w budynkach Politechniki Warszawskiej.
Utapau reprezentowali: Enzym, Milka, Mistrz Seller, Thorin oraz Nina i Nova
1. Podziękowania dla organizatorów czyli stowarzyszenia Avangarda, za to że konwent się odbył oraz dla wszystkich jego uczestników (czyli nas również ;P) bo bez nich zabawa nie byłaby tak dobra.
2. Szczególne pozdrowienia i podziękowania dla Centerpointu - Warszawskiego Fanklubu Star Wars - za zorganizowanie świetnego Muzeum Star Wars oraz równie genialnego bloku z prelekcjami.
3. Pozdrowienia i podziękowania dla tych z którymi spędziliśmy tam najwięcej czasu. Łódzkiego Fanklubu Star Wars w składzie: Nelani, Smok, Roan, Vykk, Yaerius oraz Joanna i Paweł (ostatnia dwójka niezrzeszona). Toruńskiego Imperium Star Wars, Manda'Yaim, Foolka oraz wszystkich innych fanów Gwiezdnych wojen.
4. Pozdrowienia dla wszystkich cosplayerów, szczególnie tych którzy zrobili sobie z nami zdjęcie.
5. Pozdrowienia dla tych którzy się w tym czasie uczyli ;]
Hasło konwentu: Nie śpij!
Symbol konwentu: kolejki
Item konwentu: Imperial Star Destroyer
May the Force be with You!
Grafomańską relację popełnił Milka
· Napisane przez Milka
dnia 17 październik 2013 22:06 ·
8 komentarzy ·
25473 czytań ·
|
|
|